kolejny pusty dzien.... ktory to juz ??? przestalem liczyc...
Wstaje rano i oszukuje caly swiat, ze zyje. Nie odbieram telefonow a jak juz w koncu ktos mnie namierzy to oszukuje ze wszystko ok i pewno bylem gdzies w banku czy gdzies. Ale to brednie, ja poprostu nie zyje. Ja nie moge sobie poradzic z rzeczywistoscia ktora mnie przerosla. FUCK... naszczescie moi pracownicy sami potrafia sobie poradzic, bez szefa zalosnego dupka :(, zalosnego naiwniaka.... wczoraj wieczorem chcialem ci poslac zdjecia z ostatniego tygodnia. Nazbieralem ich 60. juz mialem wcisnac wyslij jednak w ostatniej chwili zwyciezyl wewnetrzny krytyk ktory powiedzial mi: "stary, ocknij się... nie przekraczaj kolejnej barjery... juz wystarczajacego idiote z siebie zrobiles..."
Sam nie wiem.... jednak ciagle czekam... choc wiem ze to idiotyczne, ze to chore, ze to nonsens, ze przeciez nie chcesz byc ze mna, przeciez mnie nie kochasz, bawisz sie mna i sciemniasz... Jednak ja ciagle czekam z wyciagnieta reka...
kolejny tydzien...
kolejny weekend...
chcialem pojechac z mala na weekend pod namiot, jednak co bedzie jak jednak sie odezwiesz....
co za schizma... przeciez wiem ze to bzdura, ze sie nie odezwiesz, a jak sie odezwiesz to tylko poto by zaraz znowu powiedziec ze jednak nie dajesz rady...
wszystko to wiem. Jednak nie potrafie zyc, nie potrafie wyjechac, choc wiem ze musze sie podniesc, wstac z kolan... jednak nie potrafie..
spedze kolejny weekend skulony pod koldra gapiac sie jak idiota w telefon....
o kurwa jak nisko upadlem... jak latwo mi uwierzyc w to co chce slyszec a jak trudno pogodzic sie z rzeczywistoscia.
kocham cie... i ciagle na ciebie czekam...
ide znowu sie upic i oszukac dzien... w nocy bedzie latwiej....